środa, 9 stycznia 2013

Pin-up

Miałam okazję całkiem niedawno uczestniczyć w niesamowitym wydarzeniu. Dla mnie był to można powiedzieć festiwal kobiecości chociaż dla większości kobiet w nim uczestniczącym mogło nie być to niczym niezwykłym. Wzięłam udział w Warsztatach Pin-up w Łodzi organizowanych przez Czarne-Białe studio fotograficzne we współpracy z firmą Fripers która zaopatrzyła imprezę w sprzęt oświetleniowy konieczny do sesji zdjęciowych. Całe wydarzenie odbywało się w lokalu Cafe Foto na Piotrkowskiej 102. Z plakatów można było się dowiedzieć że zaproszone są modelki, wizażystki, styliści, fryzjerzy i fotografowie a to wszystko aby stworzyć niepowtarzalne zdjęcia jak najbardziej zbliżone stylistycznie do stylu Pin-up. Bardzo charakterystycznie ujęta kobiecość. Można by się pokusić o protesty skrajnych feministek, w końcu to prawie przedmiotowe i zbyt seksualne wizerunki ale na szczęście ani jednej nie było wśród nas. Zresztą na zdjęciach zrobionych podczas imprezy jednoznacznie widać że kobiety świetnie się bawią. Najlepsze w mojej opinii było to że modelek przyjechało najmniej. Dlaczego? Bo dzięki temu każda dziewczyna która wchodziła na warsztaty była natychmiast porywana w wir, festiwal kobiecości. Najpierw makijaż, potem fryzura, następnie kostium i już siedziały na kanapie w blasku fleszy lub pozowały przy zabytkowym, mafijnym samochodzie. Przygoda jaką niosą ze sobą takie warsztaty jest niepowtarzalna. Nawet taka niezbyt malująca się i strojąca kobieta jak ja wtrącona w taki huragan kolorów, zapachów i piękna jest odmieniona na zawsze. Muszę przyznać że tęsknie za spojrzeniami które wywołałam swoim wyglądem a nawet za początkowo krępującym błyskiem lamp aparatów. My byłyśmy wszędzie i najważniejsze. Wręcz uwielbiane i noszone na rękach. Eksponowane i pożądane. Chociaż nie da się ukryć że niektóre rzeczy dalej mnie śmieszą. Okrzyki "uwiedź obiektyw" zawsze będą wywoływały uśmiech na mojej twarzy. Ale każda pozująca kobieta była zadowolona. Po sesji która zajęła większość dnia odbyły się pogadanki i warsztaty o stylizacji (jako sposobie na podkreślanie atutów urody a nie o samej stylizacji pin-up), o noszeniu pończoch, makijażu i bieliźnie. Same kobiece sprawy. Po takim wstępie nastąpiła część zdecydowanie dla mężczyzn czyli pokaz burlesque artystki o pseudonimie Candy Girl. Ogólnie można powiedzieć ze pokaz był piękny, udał się i zrobił wrażenie ale moim zdaniem był chyba odrobinę zbyt dosłowny. Zbyt nagi. Być może taki miał być a ja nie jestem przyzwyczajona? Ale pewnie Panom się podobało a zwłaszcza taniec topless. Niestety odczuwałam maleńkie zniesmaczenie. Jednak cała impreza była... niesamowitą przygodą. Jestem przekonana że kiedyś będę chciała jeszcze raz w niej uczestniczyć. Może nawet we własnej sukience? Jestem również przekonana że nie jestem jedyna...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz