środa, 27 października 2010

Nareszcie! "Bo od tego są serwale by chodziły w pełnej chwale"

Właśnie mam okazję obchodzić takie maleńkie prywatne i nieistotne święto. W końcu nie "wyrzuciło" mnie przy logowaniu i mogę wpisać coś spod serca czytelniczego.

Maja Lidia Kossakowska... cóż być może muszę dojrzeć do tej lektury ale pomimo ciekawego stylu niczym mnie aż tak nie zaskoczyła żeby w ogóle ukończyć czytanie Jej książki. Na te chwilę dany egzemplarz stoi już z powrotem na półce w bibliotece i nawet nie pamiętam jaki tytuł miało dzieło (pewnie jest w poprzednim wpisie). W związku z tym nie będzie oceny tej książki.

Harlan Coben "Jeden fałszywy ruch"... Czytałam już kiedyś tę książkę jak się okazało po dwóch rozdziałach. Na szczęście nie pamiętałam rozwiązania zagadki. Bo cóż jest bardziej okropnego od czytania kryminału który się już doskonale zna i o zgrozo! pamięta kto, co, czemu i komu. Znów się mogłam zaczytać. Zapomnieć o świecie i z dreszczem na plecach dowiadywać o kolejnych faktach potrzebnych do rozwikłania zagadki. Nie będę pisała o czym jest kolejna powieść Coben'a bo co ta za frajda sięgać po thriller i wiedzieć o czym będzie? Na okładce jest napisane że o zemście która przynosi ukojenie. Może... ale może i nie? Trzeba przeczytać. Jak już znów zapomnę to sięgnę na pewno jeszcze raz.

Jacek Dehnel "Rynek w Smyrnie"... Jeśli mężczyzna mógłby uwieść kobietę tylko swoim inteligentnym stylem pisania, ogromem wiedzy, wrażeniem że ma Ona do czynienia z człowiekiem renesansu... Kiedy czytam te opowiadania mam wrażenie że już nie uczą w ten sposób, że mam do czynienia z człowiek niezwykle dojrzałym i automatycznie myślę o kimś szczególnym. Mężczyźnie starej daty nie tylko w przenośni. A jednak gdy odwrócę książkę okazuje się że On ma zaledwie 30 lat. Przecież to nie możliwe. To tak jakby pisał o czymś co widział, przeżył i w stylu oraz języku którego już od dawna nikt nie używa. Nikt teraz tak pięknie nie mówi po polsku, nie ma tak szerokiego zasobu słów. Mam na półce także "Balzakianę" tego samego autora oraz Jego wiersze. Czytałam jeszcze "Lale". Chciałabym mieć okazję wypicia z nim herbaty i porozmawiania. Chciałabym wierzyć że ze swoja wiedzą oraz charakterem nie zanudziłabym Go. Człowieka z takim talentem, obyciem, horyzontami. Bardzo dziękuję za wszystkie Jego dotychczasowe książki i proszę o więcej.

Terry Pratchett "Wyprawa czarownic"... Na deser mój Ulubieniec który absolutnie zawsze mnie rozśmieszy. Musze się przyznać że czytałam te książkę czwarty raz. Wracam często do każdej książki która już czytałam i z równie wielką ochotą chwytam za nową. Niestety na przestrzeni czasu styl Pratchetta zmienił się ale napisał tak dużo książek że każdy znajdzie taka która jest mu najbliższa. Jest o kinie ("Ruchome obrazki"), jest o rocku ("Muzyka duszy") a nawet o wampirach ale w zupełnie niebanalny sposób ("Carpe Jugulum"). Uwielbiam odnajdywać w Jego książkach nawiązania do Szekspira i do znanych motywów filmowych czy kulturowych. Wplata je tak że nie mamy wrażenia narzucania się a z każdym czytaniem odnajdujemy ich więcej. Cóż więcej mogę dodać? Miłej lektury...

Z tego co zauważyłam nie tylko ja czytam to co tu umieszczam. Może podrzuci ktoś w komentarzach jakąś ciekawą książkę? Oczywiście mam co czytać ale może jest coś o czym nie mam pojęcia a co mnie zaciekawi? Czekam z niecierpliwością...

1 komentarz:

  1. Ehh książek do przeczytania jest przytłaczająco dużo. Dziś rzesze ekscytują się noblistą Vargasem, nike-istą Słobodziankiem (choć jego nagrodzone dzieło zbierało kurz na sklepowych pułkach już dwa lata). Trudno niestety nadążyć za "nowinkami", jeszcze trudniej nadrobić zaległości w klasyce. W ogóle czas działa na niekorzyść czytelników, z każdym rokiem pojawia się coś wartego uwagi, a jednocześnie pozycje z lat poprzednich wcale nie tracą na atrakcyjności. Koniec końców, im dłużej żyjemy tym trudniej ogarnąć wszystko, co ogarnięcia warte. Sytuacje jest patowa i beznadziejna jak w tym dowcipie: "Panie kapitanie jesteśmy okrążeni ze wszystkich stron! Na co kapitan: Doskonale, teraz możemy atakować we wszystkich kierunkach!" Zgodnie z tym optymistycznym punktem widzenia, ze swej strony polecam: Stefan Chwin "Złoty pelikan" albo "Dolina radości" - wywołują wrażenia mętne, niezdecydowane, odsłaniające i drobiazgowe - albo tak tylko mi się zdaje ;]. Dalej Dukaj, np: "Perfekcyjna niedoskonałość". Porównałbym to chyba tylko z Arthurem Clarkiem i jego "Odyseją kosmiczną" (porównać można by zapewne trafniej, ale trzeba mieć po temu więcej materiału porównawczego a zatem "z braku laku dobry i Clark"). Istotne, że nie lubię kosmicznej fantastyki, jednak ci panowie oferują coś więcej niż estetykę star treka i to coś więcej jest bardzo godne uwagi. Pora na fantasy: Feliks W. Kres – w polskiej literaturze tego gatunku nie widziałem nic lepszego, za to mnóstwo rzeczy nieporównywalnie gorszych a i tak szalenie popularnych (por. copywrighterzy z fabryki słów). Dalej Wolski – czyli sensacja, kryminał i political fiction lekko łatwo i przyjemnie (np. „EuroDżichad” heh) itd… :)

    OdpowiedzUsuń